Wariatuńcie

Ratunku!!! Córcia nauczyła się zgrzytać zębami i czyni to z lubością, czym doprowadza mnie do ciarek, białej gorączki i szewskiej pasji. Jak ja nie trawię tego dźwięku! Na dodatek zimno jest. (Ja tam nie narzekam, ale…) Ubrałam dziecko cieplej, włożyłam na chwilę do łóżeczka, a ona już w samym body (bo tego odpiąć nie umie), spodenki i skarpetki poza łóżeczkiem!

Wczoraj zaś dzwonię do rodziców (jeszcze ponad tydzień zanim do nich znów zawitamy), a dziadek szaleje – już zamówił jogurciki, serki, pieluchy. Tłumaczę, że to jeszcze tydzień z hakiem, a ten do mnie, że sobie stopniowo będzie gromadził zapasy, bo wnusia jak przyjedzie, ma mieć wszystko gotowe. A w ogóle to wnusia dzwoniła do niego, że już chce przyjechać i żeby właśnie zrobił dla niej takie zakupy, ha! I tak całe życie z wariatami chyba będzie 😉

Czym jest literatura?

I znów mnie naszło na przemyślenia. Pamiętam, jak na studiach katowano nas tym pytaniem. Tak, studia filologiczne, to nie jest sama przyjemność. To czasem męka. Zwłaszcza jak się jeden z drugim wykładowcą przyczepi do jednego tematu i wałkuje go, wałkuje, aż do zanudzenia i oczekuje mądrych odpowiedzi od niespełna 20-latków. Odpowiedzi na pytania, na które często znajduje się ją dopiero pod koniec życia. I ja – 20-paroletnia kobieta- mam znać odpowiedź na pytanie, nad którym przez całe życie myśleli wybitni pisarze, badacze literatury. Pamiętam, jak nas męczono pismami Eco, Cullera i im podobnych. Ci dwaj wymienieni przeze mnie jeszcze nadawali się do przetrawienia. Teorie literackie pozostałych albo wyleciały mi z głowy, albo nawet w niej nie zakiełkowały. Może dlatego, że nie mam natury badacza. Nie mam natury teoretyka. Lubię praktykę. Lubię czytać. Ale nie podchodzę do książek, jak do materiału badawczego. Nie rozkładam ich na czynniki pierwsze. Na szczęście już nie muszę tego robić. Dla mnie teoria literatury była chyba najgorszą zmorą w czasie studiów. Szczerze wolałam gramatykę z jej historią i zawiłościami.

Na dodatek jest we mnie jeszcze bardzo dużo niepokorności i przekorności. Nie lubię, jak mi ktoś coś każe. A najbardziej nie lubię, jak mi ktoś każe zachwycać się czymś, co w moim odczuciu zachwycające nie jest. Zaś brak zachwytu z mojej strony stawia mnie – według tych, co każą -w złym świetle. Literaturę, lektury zawsze dobierałam sobie podług mojego uznania. Owszem, przeczytałam parę rzeczy, które przeczytać musiałam. Jedne mi się spodobały, inne uważam za bzdety i przerost formy nad treścią. Możliwe, że mam słabo wyrobiony gust czytelniczy. Ale kto ma prawo o tym decydować? Czytałam i wielkich pisarzy i całkiem malutkich i bardzo znanych i takich, o których nikt nie słyszał, tych, których sława trwa i takich, o których zapomniano. I szczerze wam napiszę, że często ci mniej znani są ciekawsi, przyjemniejsi w odbiorze. Lubię i Umberto Eco i Joannę Chmielewską. Lubię Shakespeare`a i lubię Szwaję. Lubię Tuwima i lubię Canals. Lubię Dostojewskiego i lubię Zafona.

Nie lubię jednorodności, nie lubię zamykania w ciasnych szufladkach. Uważam, że zarówno powieści klasyczne, historyczne, poezja wysokich lotów, jak i kryminały, czytadła romantyczne, bajki i wierszyki dla dzieci są literaturą, są warte uwagi, są piękne, mądre i czegoś uczą, rozwijają wyobraźnię. Mimo że jestem z wykształcenia filologiem, nie rozumiem podziału wśród czytaczy. Może ów podział nie jest stworzony specjalnie, ale jest. Są miłośnicy Eco, Joyce`a, Tołstoja, Sienkiewicza i są miłośnicy Coelho, Zafona, Szwai czy Chmielewskiej. I doprawdy nie rozumiem, dlaczego ci pierwsi stawiają się na piedestale, dlaczego mają się za lepszych? Bo w czymże są lepsi? Bo czytają autorów uznanych powszechnie za klasyków? Pomijając parę perełek wśród tych klasyków, uważam że pokaźna część z nich jest niestrawna, ciężka w odbiorze. Uważam, że forma przerosła treść. Ale ja nigdy nie rozumiałam zawiłego pisania o rzeczach prostych. I często odnoszę wrażenie, że wielu z czytaczy w doborze lektury kieruje się jakimiś chorymi ambicjami przeczytania twórczości tych wielkich, bo wypada. Takie snobowanie się na znawców i smakoszy literatury wysokiej. Nie rozumiem też zdania, że jeśli już ktoś czyta Coelho, czy Szwaję, to lepiej żeby w ogóle nie czytał. A kto dał im prawo do decydowania o tym, co jest dobre, a co nie?

Po to jest takie morze literatury, po to jest ona tak zróżnicowana, żeby każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Po to są książki dla dzieci, często z bardzo naiwnymi i śmiesznymi historyjkami, żeby dzieci oswoić ze światem literatury, by mogły zapałać do niej miłością. Uważam, że każdy powinien czytać, co mu w duszy gra. Lubisz kryminały, czytaj kryminały. Lubisz się głowić nad zawiłościami literatury Joyce`a czy Witkiewicza, czytaj ich pisma. Lubisz bajki dla dzieci (bo ja lubię), czytaj je i ciesz się literaturą, bo to też jest literatura. Wszystko jest literaturą, co chce być czytane. I nie ma sensu czynić rozłamu wśród czytaczy. Czytajcie co chcecie, bylebyście w ogóle czytali.

A kiedyś jeden luźny znajomy po przejrzeniu mojej listy przeczytanych książek i tych, które bym jeszcze chciała przeczytać, stwierdził, że się rozmieniam na drobne. Że życia mi nie starczy na przeczytanie wszystkiego, co chciałabym przeczytać. (No bo nie starczy). Że powinnam czytać tylko wielkich pisarzy, bo ich należy znać. Tylko nie przyszło mu do głowy, że ci znani pisarze, kiedyś też byli nieznani, ktoś ich dopiero odkrywał. A ja bardzo lubię odkrywać. Nowe smaki, nowe wrażenia. Uważam, że to nie ja tracę poprzez rozmienianie się na drobne, tylko ów znajomy na ograniczaniu się. Bo poszerzanie horyzontów, zdobywanie nowych lądów czytelniczych rozwija i wyrabia smak. Nawet jakby się często trafiało na zgniłki lub niedojrzałe owoce, to w końcu trafi się na wspaniały rarytas. A ja już na takich perełek trafiłam kilka. I tak je pokochałam, że czytam wszystko, co wychodzi spod ich pióra. Tak poznałam Cucę Canals, tak poznałam Michała Viewegha (zanim się zrobił u nas popularny), tak poznałam Vladimira Parala, Chufo Llorensa, Ildefonso Falconesa, Chrisa Bradforda, Laurę Esquivel i wieeeeelu, wielu innych i jestem bardzo z tego zadowolona 😀

Życzę wszystkim odkrywania nowych smaków i wiele radości z czytania. 🙂